11 września 2013

Bad news

Kochani, sprawa ma się tak- szkoła trochę mnie przerosła (klasa II liceum woho) i nie daję rady z tym opowiadaniem. Niektórzy z was, którzy śledzą mnie na tt (dajcie się oszukiwać, że tacy istnieją xD), wiedzą, że przestałam czytać blogi i wgl... Po prostu totalnie nie mam czasu, lekcje kończę po 16, w domu jestem ok. 17 i potem mam jeszcze mnóstwo zadań domowych i nauki (z pozdrowieniami dla ministerstwa edukacji). Także bądźcie cierpliwi, postaram się dodać rozdział 3. jak najszybciej.
Proszę o wyrozumiałość i jak coś, to zapraszam na mojego skończonego już bloga- royal-life-with-one-direction.blogspot.com

Much love xxx
Ivy :)

22 sierpnia 2013

Second

Moja siostra już czekała na mnie pod szkołą. Kiedy tylko mnie ujrzała, zaczęła biec w moją stronę, by po chwili przytulić się do mnie. Była bardzo pogodnym dzieckiem, ale spokojnym i posłusznym, więc nie miałam z nią problemów. Chyba że chodziło o ten jej zespół, One Direction. Kiedy usłyszała jakąś ich piosenkę w telewizji, dostawała takiej "szajby", że lepiej było się nie zbliżać. Przez całą drogę powrotną opowiadała mi, jak było na kółku teatralnym, do którego należy już od jakichś trzech lat. Mieli wystawiać na święta nową sztukę na podstawie bajki o Czerwonym Kapturku. Cassie bardzo się emocjonowała, bo pierwszy raz dostała główną rolę. Przedstawienie ma odbyć się około 20. grudnia, ale ja już dzisiaj musiałam złożyć uroczystą przysięgę, że przyjdę.
Po powrocie do domu przygotowałam obiad. Tata akurat zdążył; stara się wracać jak najszybciej, ale czasami mu się nie udaje, przez co spędzamy ze sobą strasznie mało czasu. Ale jakoś dajemy radę i to najważniejsze.
Tradycyjnie po obiedzie wychodziłam z Luną, a później odrabiałam lekcje. Bywało tak, że pomagałam Cassie z zadaniami, ale nie przeszkadzało mi to. Chciałam, by wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć, nieważne, co by się działo.

Kiedy Ben wybrał się z żoną na codzienny wieczorny spacer, pospiesznie włączyłem laptopa i zalogowałem się na Skype. Wszyscy już byli, widać czekali tylko na mnie. Nasze nicki były oczywiście całkowicie inne, tak by nikt się nie domyślił. Konferencję zaczął Glitter_Apple5, czyli Liam. Początkowo nikt z nas nic nie mówił, po prostu dyszeliśmy do mikrofonów jak te barany i nic nie mówiliśmy.

- Kurwa, chłopaki, jak mi was brakuje - ciszę przerwał Zayn. Wtedy atmosfera się trochę zmieniła. Zostały wypowiedziane słowa, które każdy z nas miał w głowie. Byliśmy tak mocno ze sobą związani, że przymusowa rozłąka po prostu niesamowicie bolała.
- Słuchajcie, nie mamy wiele czasu, więc może lepiej powiemy, co u nas i jak kazali nam się zmienić? - zaproponował Liam. Wszyscy poparli jego pomysł. Postanowiliśmy zacząć od najstarszego, żeby nie było zbędnych kłótni.
- John Pervin, kujon noszący proste koszule, krawaty i okulary. Mam być spokojny i miły. Nie wiem, czy to się uda, bo na angielskim mało nie wywalili mnie z klasy za żarty i takie tam... - uśmiechnął się pod nosem. Nie miał tak źle, pomijając to bycie spokojnym, ale sądziłem, że sobie poradzi. Musi.
- Thomas Cather - odezwał się Zayn po chwili - mam być gothem w glanach, ubierać się na czarno i cały czas być wkurzony na cały świat. - łatwo mi było wyobrazić sobie Zayna, który jest ubrany na czarno, bo często nosił ciemne barwy. Gorzej z tym nastawieniem do świata, bo Zayn był z reguły pogodny i zamyślony, a nie wkurzony.

- Przynajmniej nie kazali ci się malować. - spróbowałem zażartować. Usłyszałem ciche śmiechy.
- Kazali - to nas uciszyło - ale powiedziałem, że to już lekkie przegięcie. I tak w szkole już oznaczyli mnie mianem outsidera, więc przyjaciół raczej nie znajdę. - wzruszył ramionami. Zapadła cisza; czekaliśmy na rewelacje od Liama.

- Partick O'Shear. Mam nosić ciemne okulary i ubierać się na biało. I wiecie co? - zawiesił głos na chwilę - Przefarbowali. Mnie. Na. Rudo. - Louis zakrztusił się swoją colą, a pozostali zaczęli się śmiać. Nie chodziło o złośliwość, po prostu... rozładowanie. Tylko Harry się nie śmiał, był jakiś dziwnie milczący.
- Liam, będziesz drugim Edem Sheeranem. - powiedział Zayn, na co zareagowałem zbyt energicznym śmiechem.
- Nialler, ty się nie śmiej, tylko opowiadaj, co u ciebie. - uspokoił mnie Liam.
- Dla ciebie wszystko, tato. Jestem Lucas Stark, noszę dresowe bluzy, czapki z daszkiem, jeansy i trampki, a do tego wróciłem do naturalnego koloru włosów. - powiedziałem, głupio się szczerząc. Starałem się zachowywać pozory, że wszystko jest ze mną w porządku, ale gdybym mógł, to zamknąłbym się w szafie i płakał, ile tylko można. Zapadła długa cisza. Czekaliśmy na ostatnią wypowiedź.
- Hazza? - zapytal Louis cicho. Harry westchnął.
- David Rebish... - zaczął. Po chwili spojrzał prosto w kamerę. Miał lekko opuchnięte oczy. Więc trzymał się gorzej niż ja... - Kazali mi ściąć włosy. - powiedział szybko i zdjął kaptur. Zamarliśmy w jednej chwili. Harry był po prostu... prawie łysy. Wszystkim nam zabrano cząstkę osobowości, ale Harry'ego skrzywdzono najbardziej. Nie chodzi o próżność, po prostu dzięki włosom Harry czuł się pewniej.
- Do tego jestem dresiarzem, którego wszyscy mają się bać. - dodał po chwili. Chciałem coś powiedzieć, pocieszyć go jakoś. Ale prawda była taka, że żadne z nas nie wiedziało, kiedy ten koszmar się skończy. Nie wiem, ile byśmy tak siedzieli, gdyby nie to, że nagle ktoś wparował do pokoju Louisa.

- Co robisz? - zapytał jakiś głos. Chłopak trochę spanikował, ale odpowiedział opanowanym głosem.
- Sprawdzam pocztę.
- Dobrze wiesz, że macie zakaz dostępu do internetu. Wyłączaj to w tej chwili. - Lou rzucił nam tylko zbolałe spojrzenie i rozłączył się. Po nim zrobił to każdy z nas. Bez słowa. I tak pewnie nie umielibyśmy ująć wszystkiego. Nagle zrobiło się nieznośnie cicho. Poczułem się tak straszliwie bezradnie. Nic nie mogłem zrobić, tęsknota wcale nie malała, za każdą minutą coraz bardziej chciałem zobaczyć się z przyjaciółmi, przytulić się do nich... Odkąd utworzono ten zespół staliśmy się jak bracia. Dlatego to wszystko było takie trudne. W tym momencie nienawiść powróciła. Nienawidziłem nawet tego miasta, jakiegoś Grimsby, które leżało pewnie lata świetlne od wszystkich ludzi, na których mi zależało. To było po prostu nie fair.



- Sammy! - oderwałam się od zadania z algebry. - Chodź tu szybko! - podeszłam do mojej siostry. Siedziała przed komputerem, a na ekranie włączony był artykuł z jakiegoś portalu plotkarskiego.
- Czytaj. - wskazała mi początek.
"One Direction zmienia kierunek?" - przewróciłam oczami po przeczytaniu nagłówka. Spojrzałam na ciąg dalszy. - "Jak pisaliśmy tydzień temu, na ostatnim w tym roku koncercie chłopaków, ktoś próbował ich zabić. Nasi informatorzy donoszą, że od tamtej pory nikt nie widział żadnego z członków popularnego boysbandu. Pojawiły się donosy, że wyjechali do Kanady, by tam zacząć nowe, spokojne życie, bez sławy i fanów. Czy to możliwe, że kariera Liama, Harry'ego, Louisa, Zayna i Nialla się skończyła? Będziemy informować was na bieżąco!" Nie wiedziałam, jak zareagować, ale Cassie pokazała mi drugi artykuł, z innej strony.

"Gdzie są chłopcy z One Direction?
Po ostatnim zamachu na One Direction zawrzało. Wszystkie informacje były szczątkowe, ale przed chwilą doniesiono nam, że jeden z członków 1D został postrzelony i w krytycznym stanie trafił do szpitala. Nikt nie wie jednak, gdzie znajduje się owa placówka i gdzie są pozostali chłopcy. Ich ekipa odmówiła nam wywiadu. Obawiamy się, że może być gorzej niż się wszystkim wydaje. Jednak trzymamy kciuki i liczymy na szybkie wyjaśnienie sprawy." Cóż, nie znam się na tym, ale na takich portalach dość często kłamią. Cassie popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.
- Sammy... Co jeśli oni już nie wrócą? - zapytała śmiertelnie poważnie. Nie miałam pojęcia, jak ją pocieszyć, więc powiedziałam to, co pewnie chciała usłyszeć.
- Noco ty, oni nie zostawią ciebie i reszty fanek. Zobaczysz, niedługo okaże się, że to był żart. - widać było, że te słowa dały jej nadzieję. Zauważyłam, że odkąd Cassie zaczęła ich słuchać, była weselsza niż zwykle. Sama nic do nich nie miałam, ale w jakiś sposób byłam im wdzięczna, że podtrzymują moją siostrę na duchu. Żeby oderwać myśli Cassie od całej tej sprawy z domniemaną strzelaniną, w którą jakoś nie wierzyłam, włączyłam film na DVD i tak spędziłyśmy wieczór. Później miałam trochę zadań domowych do odrobienia, ale uznałam siostrę za priorytet. Gdyby nie tata, pewnie spałybyśmy do rana na kanapie, razem z Luną, która położyła się między nami. Ale trzeba było wrócić do rzeczywistości, zwłaszcza, że jutro piątek, czyli ostatni dzień harówki. Na szczęście.
__________
Sori na zwłokę, ale jak już mówiłam- kiepsko z czasem.


Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem ♥
Co myślicie o rozdziale? Czekam na wasze zdanie i domysły :D
Poza tym, po prawej stronie u góry jest rubryczka, w której będę pisać kiedy dodam nexta, a w zakładkach jest strona "informowani" i zachęcam, do wpisywania się.

Korzystajcie z końcówki wakacji! :)

27 czerwca 2013

First

You're insecure, don't know what for...
Otworzyłam  gwałtownie oczy. Ta piosenka była ustawiona na budzik mojej siostry, a skoro już rozbrzmiewała w pokoju, wniosek jest tylko jeden: zaspałam. Po omacku znalazłam moje okulary na szafce nocnej i zerwałam się z łóżka.
- Cassie, wstwaj!- rzuciłam w stronę łóżka siostry, zbierając ubrania do szkoły i pędząc do łazienki. Głupio zrobiłam, że nie nastawiłam sobie drugiego budzika. Przecież wiedziałam, że będę mieć problemy ze wstaniem, skoro uczyłam się na test z biologii do 2. nad ranem. Po dosłownie trzech minutach wybiegłam gotowa z łazienki. Ponagliłam siostrę i ruszyłam do kuchni zrobić śniadanie. Taty już nie było, zwykle wychodził o 6:40, a była już prawie siódma. Oniemiałam wchodząc do kuchni. Na stole były gotowe kanapki i karteczka od taty: "Nie miałem serca cię budzić. Choć raz to ja mogłem zrobić śniadanie. Nakarm i wyprowadź Lunę :)". Mało nie popłakałam się z wdzięczności. Zawołałam naszą suczkę, która przydreptała do mnie radośnie merdając ogonem. Wzięłam jedną kanapkę, ubrałam kurtkę i buty i ruszyłam z Luną na smyczy. Mieszkaliśmy w małym mieszkaniu na parterze. Na szczęście dla Luny, bo jej sędziwy, czternastoletni kręgosłup nie wytrzymuje czasami wchodzenia po schodach. Strasznie kocham tę psinkę; należała do mojej mamy...

Moja mama zmarła 11 lat temu, przy porodzie mojej siostry, a odkąd tylko pamiętam starałam się pomagać tacie w obowiązkach domowych. Wraz ze śmiercią mamy wszystko zaczęło się trochę sypać; tata musi więcej pracować, żeby zapewnić nam wszystko, co potrzebne. Odkąd skończyłam 15 lat, pracuję w każdy weekend w pobliskim supermarkecie i układam towary. Jakoś się trzymamy, jednak pustka cały czas jest obecna i ciągle nam towarzyszy. Mimo że nauczyliśmy się z tym żyć, nadal nam jej brakuje.

Suczka załatwiła swoje potrzeby, więc wróciłyśmy do domu. Cassie siedziała już przy stole i kończyła śniadanie. Nasypałam karmę dla psów do miski. Była 7:15, więc punktualnie mogłam wyjść z domu wraz z siostrą. Odprowadziłam ją do pobliskiej podstawówki, wysłuchując po drodze historii związanych z jej niesamowitym One Direction. Dzięki nim Cassie była szczęśliwa, a to mi wystarczyło. Trochę niepokoił mnie jej wyimaginowany przyjaciel Niall, do którego ciągle mówiła w domu. Ale pewnie z tego wyrośnie, mam nadzieję. Dochodziłyśmy do jej szkoły w 20 minut, a później wsiadałam w autobus i tłukłam się przez pół miasta do mojego liceum. Pierwszą miałam matematykę, więc starałam się nie spóźnić, bo pan Morrison był dyrektorem szkoły, więc wolałam się nie narażać, jednak nie zawsze się udawało. Dzisiaj akurat był taki dzień, kiedy korki strasznie się ciągnęły, dlatego też wpadłam zdyszana do klasy już po dzwonku. Nauczyciel nie zwrócił na mnie uwagi, bo notował coś w dzienniku. Koło niego stał jakiś chłopak, którego nie znałam. Pewnie jakiś nowy, cudowny nabytek tej szkoły. Przeszłam jak najszybciej do swojej ławki, po drodze słysząc pogardliwe uwagi i ciche śmiechy. Szczerze mówiąc, nie miałam w tej szkole żadnych znajomych. Ludzie mnie nienawidzili, bo byłam tu na stypendium i miałam dobre wyniki. Dlatego też ciągle mi dokuczali i robili wiele okropnych rzeczy. Zajęłam swoje miejsce i przyjrzałam się uważniej chłopakowi. Miał brązowe włosy, ukryte pod czapką z daszkiem, bluzę dresową, luźne jeansy i trampki. Przeciętny chłopak, który zmienił szkołę na początku listopada, na ostatni rok szkolny. Cóż, jego sprawa. Wydawał się lekko przygaszony i smutny, ale może po prostu się denerwował.
- Lucas, zajmij jakieś miejsce i zaraz zaczniemy lekcję, tylko zaniosę coś do sekretariatu. - powiedział pan Morrison i wyszedł. Chłopak rozejrzał się po klasie i ruszył w kierunku mojej ławki. Pokręciłam delikatnie głową. Jeśli chce zaistnieć w tej szkole, to lepiej, żeby się ze mną nie zadawał. Mimo wszystko usiadł obok mnie.
- Dlaczego? - zapytał szeptem.


Po moim pytaniu rozległy się dzikie krzyki. Kilku chłopaków zaczęło mówić, że podlizuję się największemu kujonowi, inni twierdzili, że zarażę się wirusem biedy, a jeszcze inni kazali mi czym prędzej uciekać od dziewczyny, koło której siedziałem.
- Dlatego. - odpowiedziała krótko na moje pytanie. Postanowiłem zignorować pozostałych i odwróciłem się do niej.
- Jestem... Lucas. - przestawiłem się. Słaby ze mnie aktor, prawie zapomniałem jak "się nazywam". Dziewczyna podniosła na mnie wzrok. Miała twarde, a zarazem zdumione spojrzenie.
- Naprawdę chcesz zniszczyć sobie reputację już na wstępie? - zapytała.
- Długie imię. - uśmiechnąłem się. Powinienem dostać za to Oscara. Albo puchar dla największego suchara Wielkiej Brytanii. Moja nowa koleżanka przewróciła tylko oczami, ukrytymi za okularami w czarnych oprawkach.

- Samantha. - poddała się po chwili, jednak nadal zachowywała dystans. Nagle klasa ucichła, a do sali wszedł nauczyciel. Wyglądał, jakby już zapomniał, że jestem nowy i zaczął prowadzić lekcję. Kompletnie nie byłem w temacie, więc przez cały czas przyglądałem się ukradkiem Samancie. Miała długie, brązowe włosy, związane z tyłu i duże, zielone oczy. Wyglądała naprawdę sympatycznie, nie miałem pojęcia, czemu wszyscy się jej czepiają. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że gram na czas i robię wszystko, by tylko nie myśleć o tym, co stało się dokładnie tydzień temu. Jestem żałosny.


Ostatnią lekcją była biologia, a na niej test, na który tyle się uczyłam. Na żadnym innym przedmiocie tak mi nie zależało. Chciałam być nauczycielem biologii, więc przykładałam się do nauki, a nauczycielka- pani White- pomagała mi w tym. Ten cały Lucas miał ze mną biologię. Myślałam, że na matematyce się skończy. Był dziwny i ciągle się na mnie patrzył. Prędzej czy później i tak zostanie przeciągnięty na stronę Josha, czyli mojego naczelnego prześladowcy, więc lepiej się do niego nie zbliżać. Nie potrzebuję jego litości, bo sama doskonale daję sobie tu radę.
Sprawdzian był dla mnie banalny i skończyłam go jako pierwsza. Pani White już nie raz prosiła mnie o pomoc w sprawdzaniu prac, ale zawsze odmawiałam, żeby nie narażać się "kolegom" ze szkoły jeszcze bardziej. Zaraz po dzwonku wyszłam z klasy. Spieszyłam się na autobus, bo następny był za pół godziny, a musiałam odebrać jeszcze Cassie ze szkoły. Na korytarzu zachowywałam czujność, bo wiedziałam już, do czego zdolni są ci ludzie. Kiedyś jakaś dziewczyna rzuciła we mnie otwartym jogurtem i dosyć nieciekawie to wyglądało. Najczęściej jednak podstawiają mi nogę, ale jeszcze nigdy się nie potknęłam. Bez większych przeszkód znalazłam się poza terenem liceum i mogłam chwilę odetchnąć.


Bob jak zwykle się spóźniał. Przez ten tydzień zdążyłem przywyknąć już do jego charakteru, ale, do jasnej cholery, on jest moim ochroniarzem i dostaje grubą forsę za niańczenie mnie. Po dziesięciu minutach wreszcie przyjechał swoim starym, zdezelowanym volvo. Bob mieszkał na przedmieściach razem ze swoją żoną. Siedząc w jego aucie, myślałem o całym moim życiu i w tamtym momencie nienawidziłem wszystkiego i wszystkich. Zwłaszcza tego całego 'Shootera', który postanowił nas zabić. Przez niego musieliśmy się rozstać i zerwać wszelkie kontakty. Ale nie z nami te numery. Ustaliliśmy, że w każdy czwartek będziemy rozmawiać na Skype w tajemnicy przed wszystkimi. Dzisiaj był ten dzień. Trochę się tego bałem, bo ktoś może nas przyłapać, ale jestem gotowy na takie poświęcenie.
____________
Tak więc zaczynamy imprezę.
Mam nadzieję, że odcinek się podoba, sorry za opóźnienie, ale miałam strasznie zabiegany miesiąc.
Nexta dodam... Sama nie wiem kiedy. W niedzielę wyjeżdżam, a potem przylatuje rodzina z kanady, więc wątpię, że będę mieć czas. Także bądźcie cierpliwi :)


Miłych wakacji! :D

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

21 kwietnia 2013

Prolog

Każdy zawód niesie za sobą ryzyko. Mniejsze lub większe, ale zawsze ryzyko. Nawet mim uliczny może w którymś momencie stracić życie. Tak samo gwiazdy. Mimo obecności ochroniarzy, nie zawsze da się przypilnować tłum, który zbiera się wokół sławnej osoby. Zwłaszcza jeśli ci fani są zdeterminowanymi nastoletnimi dziewczynami, które za wszelką cenę chcą znaleźć się jak najbliżej swojego idola. W tym wypadku - pięciu chłopaków z One Direction.

Zbliżał się jeden z najbardziej wyczekiwanych koncertów, który miał zakończyć najgłośniejszą trasę koncertową na świecie tego roku. Był koniec października, chłopcy z One Direction chcieli trochę odpocząć i skupić się na nagrywaniu płyty. Byli już tak blisko finału...
Sala powoli wypełniała się fankami, które trzymały własnoręcznie zrobione plakaty. Niall uśmiechnął się pod nosem, widząc podekscytowane dziewczyny. Tak, to było to, co kochał najbardziej. Był pewien, że jego przyjaciele również tak myślą. Czuł ogromne zmęczenie; obiecał sobie, że od razu po koncercie coś zje, a później położy się spać. W Londynie czuł się bezpiecznie, to był jego drugi dom, zaraz po rodzinnej Irlandii.

Tuż przed wejściem na scenę zauważył, że Paul- manager zespołu- jest niespokojny i zdenerwowany, ale nie było czasu na pytania. Światła zgasły, tylko scena pozostała teraz oświetlona. W tym momencie to miejsce należy tylko do nich. Piątki chłopaków, którzy spełniają swoje najskrytsze marzenia, chociaż jeszcze rok temu męczyli się na sprawdzianach w szkole i rozważali wszystkie możliwe opcje na przyszłość. Ale los chciał, że znaleźli się właśnie w tym miejscu i w tym czasie.


Niall w trakcie śpiewania nie martwił się niczym. Nawet tym, że nagle ochroniarzy w tłumie przybyło. Pewnie chcieli, żeby fani czuli się najlepiej, nic więcej.

To stało się nagle, żaden z chłopaków się tego nie spodziewał. Usłyszeli serię strzałów, które dochodziły z tłumu. Pół sekundy później na scenę wbiegło pięciu ochroniarzy, którzy osłonili każdego chłopaka z osobna własnym ciałem. Pozostali, którzy byli obecni wśród fanów, rzucili się w pogoń za osobą, która strzelała. Fanki zaczęły piszczeć, większość kierowała się do wyjścia, a inne zostały, żeby upewnić się, że ich idolom nic się nie stało. Jednak po chwili i one zostały wyprowadzone na zewnątrz.

Za kulisami cała ekipa zebrała się jedno miejsce. Sprawdzali, czy nikt nie został ranny. Na szczęście wszyscy byli cali, tylko jeden z ochroniarzy został draśnięty kulą. Paul rozmawiał z kimś cicho przez telefon, a chłopcy z zespołu siedzieli oszołomieni i obserwowali całe zamierzanie w milczeniu.
 - Teraz posłuchajcie mnie uważnie - powiedział Paul, gdy skończył rozmowę telefoniczną. - Nasze najgorsze przypuszczenia się potwierdziły i musimy wcielić w życie plan awaryjny.
 - Jakie przypuszczenia? Jaki plan? Paul, o co tu, kurwa, chodzi?! - uniósł się Zayn. Manager rzucił mu ponure spojrzenie.
 - Już od jakiegoś czasu nasza ekipa przechwycała różne podejrzane sygnały, ale niczego nie byliśmy pewni. On jest bardzo ostrożny, starannie wykonuje każdy ruch...
 - Kto taki? - zapytał cicho Liam.
 - Richard Gloom, pseudonim Shooter. Już kiedyś jego próba porwania została uniemożliwiona, ale teraz udało mu się nas zaskoczyć. Nasz informator doniósł, że tym razem Shooter chce was. Żywych... lub martwych. - W pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy analizowali usłyszane informacje.
 - Więc... co to za plan awaryjny? - zapytał Harry po kilku chwilach. Paul długo nie odpowiadał. Zastanawiał się, jak powiedzieć im to w najbardziej racjonalny sposób, tak by zrozumieli.

- Musicie wyjechać. Każdy z was dostanie własnego ochroniarza i będzie kimś zupełnie innym, dopóki Shooter nie zostanie unicestwiony. Dostaniecie nowe paszporty. Nie wiem, ile to potrwa, dlatego musicie być cierpliwi i wyrozumiali. - Chłopcy pokiwali głowami w zamyśleniu. Przeczuwali, że to nie wszystko. - Każdy z was zamieszka... w innym mieście. Nie możecie się ze sobą kontaktować w żaden sposób, nikt nie może się zorientować. Macie 10 minut - zakończył i kazał wszystkim wyjść. Nawet nie było okazji na bunt lub jakiekolwiek pytania. Chłopcy popatrzyli na siebie smutnym wzrokiem. Rozumieli powagę sytuacji, mimo że nadal byli nieco otumanieni tempem rozwoju akcji. Nie mieli siły mówić, z resztą nie umieli dobrać odpowiednich słów. Zbiorowy uścisk wszystko wyrażał. Muszą się rozstać.

Czy to już koniec One Direction?
___________
Informuję o nextach tylko na gg i twitterze.